Umowa z Mercosur zagraża polskim gospodarstwom i konsumentom
Wojciech Kot, właściciel 20-hektarowego gospodarstwa sadowniczego koło Grójca, zdobył tytuł „Sadownika Roku 2024” podczas Targów Sadownictwa i Warzywnictwa w Kielcach. Jury doceniło jego innowacyjne podejście do technologii oraz wysoką jakość produkcji. „Sytuacja w branży nie jest prosta i wymaga ciągłego dostosowywania się do nowych wyzwań” – powiedział PAP Wojciech Kot.
Na 20 hektarach gospodarstwa Kota uprawiane są jabłonie i grusze; roczna produkcja wynosi 1000 ton. Owoce trafiają głównie na rynek krajowy, ale także do Niemiec, Holandii, Kazachstanu i Egiptu.
„Od kilku lat zmieniam profil produkcji. Wycofuję się z jabłoni, bo są coraz mniej dochodowe. Konsumpcja jabłek w Polsce spadła z 20 do 12 kg rocznie na osobę, a nadwyżki na rynku obniżają ceny. Podobna tendencja jest w innych krajach. Produkcja gruszek jest bardziej wymagająca i kosztowna, ale na razie opłacalna. Grusze w tym roku będą zajmować w moich sadach powierzchnię 11 hektarów, a jabłonie 9. Docelowo planuję całkowicie przestawić się na grusze” – dodał.
Kot wskazał, że zmiany te wynikają również z sytuacji na europejskim rynku sadowniczym, szczególnie we Włoszech. „Wysokie temperatury i problemy z dostępem do wody coraz bardziej dotykają Włochy, które jeszcze kilka lat temu były największym producentem gruszek w Europie. Włoska produkcja spadła z 1 mln ton do 300-500 tys. ton rocznie. To luka, którą polska gruszka może zapełnić” – ocenił.
Produkcja gruszek, jak zauważył, wymaga jednak większych nakładów, w tym modernizacji chłodni oraz ochrony przed chorobami bakteryjnymi. „Choroby, takie jak zaraza ogniowa, to wielkie wyzwanie, zwłaszcza że pula dopuszczalnych środków ochrony roślin w Europie jest coraz bardziej ograniczana” – podkreślił.
Ubiegły rok był trudny dla polskich sadowników. „Ciepłe zimy i bardzo wysokie temperatury latem nie wpływają pozytywnie na produkcję. Rośliny wcześniej się rozhartowują i ruszają z wegetacją. W Europie Środkowej przełom kwietnia i maja zawsze wiązał się z przymrozkami, w ubiegłym roku dotkliwe się o tym przekonaliśmy. W wielu rejonach Polski, jak np. w okolicach Lublina czy Sandomierza jabłek praktycznie nie było. Grójec miał więcej szczęścia, ale i tak produkcja była niższa, a ceny nie zrekompensowały strat” - zaznaczył.
Kot podkreślił także konieczność inwestycji w infrastrukturę, m.in. sieci antygradowe, które pomagają chronić owoce przed gradobiciem i nadmiernym nasłonecznieniem. „Mój sad w całości jest pokryty sieciami. Dzięki nim udaje się też utrzymać większą wilgotność w sadzie, jednak to wszystko kosztuje” – dodał.
Zdaniem Kota, umowa między UE a Mercosur może dodatkowo zagrozić polskim sadownikom. „Półkula południowa, w tym Argentyna i Chile, to ogromni producenci owoców. Jeśli ich produkty będą trafiać na nasz rynek, europejscy sadownicy, w tym polscy, mogą nie wytrzymać konkurencji. Szczególnie kiedy owoce będą do nas już trafiać wczesną wiosną” – ostrzegł.
Kot zwrócił uwagę na różnice w standardach produkcji. „W Argentynie zużycie substancji czynnych wynosi 16 kg/ha, podczas gdy w Polsce to 2,5 kg/ha – poniżej średniej unijnej (3,5 kg/ha). Kraje Mercosur stosują preparaty zakazane w Europie od 50 lat. To tanie i silne środki. Dlatego naszym zdaniem umowa z Mercosur zagraża polskim gospodarstwom rodzinnym, które są trzonem gospodarstw ogrodniczych, ale też samym konsumentom” – zaznaczył. (PAP)
wdz/ drag/