Gość w dom – Bóg w dom
Złość to taki gość, co wchodzi w butach bez pytania
Niedzielny poranek. Jeszcze w głowie huczą wspomnienia sobotniego wieczoru i tak niemiłosiernie obijają się one w głowie, co powoduje specyficzny, ciśnieniowy ból. Leżysz, wypoczywasz, a tu nagle dzwonek do drzwi. Biegasz, krzątasz się, starasz się w ułamku sekundy ukryć butelki, popielniczki i inne dowody na to, że wczoraj jednak nie spędziłeś spokojnego wieczoru przed telewizorem. Zdyszany otwierasz drzwi. O! Kuzyn z żoną i dziećmi. Wydawać by się mogło, że w dobie szalonego rozwoju technologi w dzisiejszych czasach, wykonanie jednego telefonu chyba nie graniczy z cudem. A jednak, o 8 rano chcieli Ci zrobić niespodziankę, bo właśnie, tak się szczęśliwie złożyło, że przejeżdżali obok Twojego domu. Moglibyście podpisać się pod taką historią? Chyba każdy z nas przeżył coś podobnego. Czasem zamiast kuzyna jest brat, kolega, albo rodzice.
Gość w dom, kawy nie ma
Bywają też goście, tzw. przewidziani. Nie wiesz kiedy przyjdzie, ale to pewne, że jest jak członek rodziny. W sumie możesz nawet powiedzieć, że za nim nie przepadasz. Niestety on uważa Cię za najlepszego przyjaciela. Wie, że może od Ciebie wszystko pożyczyć. Zastanawiasz się czy nie ma jakiegoś podsłuchu czy GPSa, bo zjawia się kiedy jesteś bardzo zajęty, robisz coś na wczoraj lub zwyczajnie zaplanowałeś sprzątanie lub chwilę wytchnienia. Jest, puka (lub nie) i wchodzi jak do siebie. Od progu mówi, że miał błoto na butach, a chyba sprzątałeś. Idzie dalej, zaznaczając swoją obecność kolejnymi plamami. Wszyscy uwielbiamy takich gości...
Nie ma to jak niezapowiedziani goście. Są osoby, które uważają swój dom za otwarty i nie przeszkadzają im tego typu goście, ale nie można tego mylić ze spontanicznym zorganizowaniem imprezy, które podobno są najlepsze.
Już za chwilę weekend. Pamiętajcie, że w niedziele może pojawić się niezapowiedziany gość.